niedziela, 29 grudnia 2013

.overpowered.

The worst kind of loneliness in the world 
is isolation that comes from being misunderstood.
~Sherlock

     Były święta. Bez komentarza. Była też wigilia klasowa. Życzenia. Każdy się jakoś uzewnętrznia. Wbrew pozorom - choć mało lubiana, to jednak miła tradycja. Nie otrzymałam jakichś bardzo szczególnych życzeń. Dostania się na studia, udanego sylwestra... Kilka osób miło mnie zaskoczyło zaobserwowanym mimochodem szczególikiem, trafną oceną osobowości... 
Liczyłam w jakiś osobliwie idiotyczny sposób na życzenia od chłopaka (A), o którym Wam już pisałam - tego od studniówki. Padło oczywiście i żebyś sobie nóg nie połamała tańcząc ze mną poloneza (i rozwiązało kwestię zaproszenia - w sensie, o poloneza chodziło, nie o studniówkę) i w sumie... Jakoś nic więcej. Nie wiem, czy zrozumiecie o co mi chodzi. Po prostu rozumiem, widzę, jak szybko zbudowałam sobie masę śmiesznych wyobrażeń, jak łatwo napisałam setki nierealnych scenariuszy. Jestem w tym niekwestionowanym mistrzem, doświadczenie robi swoje. 
     Wróciłam do punktu wyjścia. Czuję się (znowu...) cholernie samotna. A przede wszystkim - czuję, że jest ze mną coś nie w porządku. Większość dziewczyn w moim wieku ma już jakieś "związkowe" doświadczenia, wzloty, upadki - c o k o l w i e k. Ja nie. I to rodzi we mnie niesamowity strach - że tak już zostanie lub że wiele lepiej nie będzie. Że na tym polu będę zawsze skazana na porażkę. 
     Czasem łapię się na tym, że kiedy mam gorsze dni próbuję jakoś to przewalczyć. Próbuję, robię sobie ładne zdjęcia. Patrzę w lustro i staram się wmówić sobie nie jest przecież tak źle. I nawet udaje mi się w to uwierzyć. Ale potem oglądam się na jakimś przypadkowym zdjęciu, nagranym dla zabawy filmie... I moja bańka pryska - bo tak, aż tak źle nie jest... W konkretnych ujęciach, przy poszczególnych wyrazach twarzy... Bo ogólnie, to tak - jest źle. A więc - czego oczekujesz, dziewczyno?
     

     Wracam na bloga. Jest mi jednak potrzebne to codzienne podsumowanie, aby zebrać się w sobie i ruszyć do przodu. W szkole nastał dla mnie bardzo, bardzo stresujący i ciężki okres, więc będę tu "na pół etatu" - bardziej dla siebie, niż jako wsparcie, nad czym ubolewam. Jednak jakieś pryncypia być muszą, a maturę trzeba zdać.
     Plan? Do sylwestra - dwa dni głodówki poświątecznej. Na sylwestrze - duuuużo Coli Zero udającej drinki, potem coś jako "podkład" - tak mniej więcej 300-600 kcal i białe wino w niewielkiej ilości - jako gospodarz muszę cały czas być w miarę trzeźwa. Potem, aż do studniówki - 400 kcal dziennie. I nie ma, że boli. Dla siebie muszę tego wieczoru wyglądać pięknie.
     Mam nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli. 
...keep fingers crossed

4 komentarze:

  1. nie przejmuj się tymi "związkowymi sprawami". ja jestem w takiej samej sytuacji, nie mam żadnego doświadczenia. nie ma się co martwić, ten jedyny na pewno na nas czeka :) widzę, że masz identyczny plan co ja - 400 kcal do studniówki ;) damy radę

    OdpowiedzUsuń
  2. Jasmine jak dobrze, że wróciłaś i że się odzywasz. Tęskniłam za Tobą! Wpadaj częściej! Nie przejmuj się facetami, każdy ma jakąś dotkliwą wadę i musimy to przeboleć :c nie ma ideałów. A mistrzynią w wizualizacji i marzeniu też jestem...Możemy sobie rękę w kwestii związków podać. A co do diety trzymam kciuki, wiem że ci się uda i jestem z Tobą ;* Tulę cieplutko :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Powodzenia i nowy rok 2014 będzie dla nas lepszy :)
    Trzymaj się i zapraszam do mnie <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń