sobota, 23 listopada 2013

.001-002.

Whatever you are - be a good one. ~A. Lincoln

     Ostatni tydzień przypominał w moim wydaniu jakąś żałosną kotłowaninę. Waga skakała w górę i w dół, kompletnie nie panowałam nad emocjami. W środę powiedziałam dość. Basta. Nie będzie waga pluć nam w twarz. No i się zebrałam. Teraz staram się pamiętać o głodzie, poczuć go. I jakoś, na razie, się trzymam. Waga z ponapadowych/poweekendowych 56 kg trochę się zmniejszyła, w środę znowu było załamanie, ale z czwartkowego 55 kg po dwóch dniach bilansów po 350 i 200 kcal dziś jest... 52,9 kg! Yay! Oczywiście wiem - niemałe znaczenie ma tu brak resztek jedzenia w jelitach i mała ilość płynów przedwczoraj i wczoraj, tak więc wzrost mnie nie zdziwi, ale wynik i tak bardzo cieszy.


     Nie cieszą za to inne wyniki. Wczoraj dostałam 70% z tej cholernej chemii. Kiedy oddawałam tą pracę byłam dumna - tyle nad tym siedziałam, nadrobiłam braki... No nie ma bata, dostanę czwórkę. Tyle pracowałam! No ale niestety, prawda okazała się boleć bardziej niż mogłabym przypuszczać. Zjebałam też kolejną kartkówkę. Nie ma to jak nie umieć wklepać prostej proporcji do kalkulatora -.-"      Jestem tak strasznie podłamana tą sytuacją, że aż nie potrafię znaleźć odpowiednich słów. O ile to, że do Krakowa się nie dostanę wiem od dawna, to zaczynam mieć wątpliwości czy Poznań leży nadal w moim zasięgu... 
     Zastanawiam się czym jest spowodowana taka sytuacja - nie czuję, aby głód/słabość przeszkadzała mi w skupieniu, ale gdzieś z tyłu głowy mam taką wątpliwość. Nie mam też przecież gwarancji, że nie przeszkadza spanie po 4-5h, roztrzepanie... Ale czuję się winna, że może mniej ważne priorytety zaczynają przeszkadzać w realizacji tych najbardziej istotnych. 


     Zobaczę jak będzie za tydzień, za dwa. Rozważam opcję, że na wariackich papierach dobiję jakoś do 50 kg, co powinno mieć miejsce jakoś przed świętami, a następnie kontynuować tylko 700 kcal.
     Mama dowiedziała się o tym całym moim odchudzaniu. Już kiedyś jej mówiłam, ba, ostrzegałam, że chyba nie wszystko ze mną okej, ale wtedy zbagatelizowała problem (w sumie potem dwa lata ważyłam w granicach 52-56 kg nawet pomimo tego, że psychicznie kulałam, więc może miała rację...). A teraz, co mnie zaskoczyło, jakoś się przejmuje. Pyta mnie, czy nie chcę czegoś zjeść, podsuwa mi różne suszone owoce. Jest taka kochana. Myślę, że jeśli praca i inne zmartwienia nie sprawą, że zapomni o całej sprawie, to jej pomoc może być nieoceniona przy stabilizacji. Ciekawa jestem, co będzie, kiedy się dowie, że w sumie jej krytyczne słowa zapoczątkowały to wszystko.


     Dostałam stypendium Prezesa RM za osiągnięcia w zeszłym roku. Dwa i pół tysiąca nie chodzą piechotą. Będę musiała w środę przemawiać w podziękowaniu. Co za idiotyczny pomysł! Przemawiać powinien jakiś histwos, który umie i lubi to robić, a nie ja, biedny biolchem, która jedynie przygotowałam sobie kartkę z tekstem i zamierzam wyryć to na pamięć.
     Irytuje mnie to, co ostatnio dzieje się na linii ja-K. Zarzuca mi, że o niczym jej nie mówię. Więc pytam - kiedy? Przez fb? Na lekcji, przy innych? A może przy jej chłopaku? Okej, lubię gościa, ale też bez przesady, nie wszystko musi wiedzieć. Jest sporo rzeczy, które chętnie bym jej powiedziała, wyrzuciła to z siebie, ale mam poważne wątpliwości czy nie wypapla wszystkiego od razu J (wspomniany wyżej chłopak) na zasadzie ale ty tego nie wiesz, a poza tym mam wrażenie, że ostatnio dużo bardziej ocenia niż słucha i rozumie. A może to ja straciłam część zaufania? J stał się tak ważny, że w sumie chyba nie potrzebuje już mnie, żeby zadzwonić i pogadać o czymś więcej niż szkole. A ja nie chcę jednostronnej komunikacji. Tak więc komunikacji nie ma w ogóle. Nie powiem, żeby to było łatwe.
Na szczęście jest jeszcze A, która zawsze wie jak mnie uspokoić, i choć zna mnie krócej, to mam wrażenie, że od podszewki. Ale A siedzi w Krakowie, a ja nie mam serca odrywać jej od studiów. Pierwszy rok, ma się na czym skupiać.
     Tak więc przechodzę szkołę radzenia sobie samej ze swoimi emocjami. W sumie to życiowo dość przydatna rzecz. Podobnie jak nauka znoszenia samotności. 
Ale, szczerze mówiąc, wolałabym odbyć te praktyki w innym terminie. 


     I to już wszystko, co się u mnie przez ten tydzień działo. Pokomentuję coś u Was tak zbiorczo za cały tydzień, bo choć czytam, to pisać nie mam czasu. Ale jestem i kibicuję po cichutku ;)
Nie wiem, jak mam nauczyć się do 3 próbnych matur w jeden weekend. Ich chyba wszystkich zdrowo powaliło. Matma i polski? W listopadzie? Serio?

12 komentarzy:

  1. Gratuluję spadku wagi, dobrze będzie. :)
    Ja osobiście już od dłuższego czasu nie mogę się doczekać świąt. To też jest taki pierwszy termin, do którego chcę trochę schudnąć.
    A matury jakoś ogarniemy.. W sumie to tylko próbne. Ja zdaję rozszerzony angielski, fizykę i matmę, więc no trochę tego jest... Zobaczymy. Co zdajesz?
    Trzymaj się ; **

    OdpowiedzUsuń
  2. Współczuję Ci tego natłoku nauki, ale niestety o ile wybierasz się na lekarski to kolejne 6-10 lat będzie tak wyglądało. No a wyniki z próbnych matur nijak się mają do oficjalnych. Zadania są nieco inne, sprawdzają je nauczyciele, którzy Cię uczą... to nie jest to samo.
    Waga? Równie trudno jest przytyć jak i zgubić kilogram. To zawsze niedobór/nadmiar 7 000kcal, więc nie można liczyć na trwałość spektakularnych efektów krótkich diet, ani jednodniowych napadów.
    Trzymaj się cieplutko i przetrwaj jakoś te trudny okres :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana Jasmine! JA CIĘ ZAWSZE PODZIWIAM! Od kiedy po raz pierwszy odwiedziłam Twój blog, aż do chwili obecnej Cię po prostu UWIELBIAM! Jesteś dla mnie wzorem, inspiracją. Jesteś silną, pracowitą, uporządkowaną dziewczyną tak jak ja. I głęboko w sercu wierzę w to, że ze wszystkim dasz sobie na spokojnie i powoli radę, czy to w kwestii nauki czy diety, czy czegokolwiek. Trzymaj się kruszynko ;* Dla mnie jesteś piękna i urocza naprawdę!

    OdpowiedzUsuń
  4. Matko ile nauki! Aż się boję jak ja sobie poradzę .. Mam nadzieję, że wszystko zaliczysz, powiesz, wykujesz itp, itd. Waga ładnie spada, myślę, że teraz najważniejsza jest szkoła, więc ucz się kochana! ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  5. nie dziwie sie że matka sie pyta interesuje się.. widzi że jesteś chuda, i martwi się moze troche o ciebie ;) gratuluje stypendium :D wszystko super tylko troszke malo jesz... musisz teraz mieć energie na naukę, moze powinnas w te dni troszke wiecej jesc, zdrowo. no. buziaczki

    OdpowiedzUsuń
  6. Jesteś nieziemsko pracowita i silna, należy Ci si ta uczelnia, na którą chcesz się dostać.
    A spadku wagi bardzo gratuluję.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja zawsze słyszałam, że próbne są zawsze trudniejsze ;) U mnie też tak było ta prawdziwa była zdecydowanie prostsza ;) Przyjedź do Krk może się spotkamy hehe. Kurcze dwa i pół tysiąca :O To ponad dwa msc mojej pracy ;D Gratulacje ;) Jesteś niesamowicie silna i zawzięta w tym co robisz, podziwiam ;) Oby tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten pierwszy obrazek od teraz jest moją inspiracją. Piękna figura.
    Załamałaś się, ale podniosłaś, a to jest ważne. I oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytam twojego bloga od długiego czasu, jesteś na prawdę silna, jesteś już blisko kolejnego celu :) powodzenia w walce o szczęście

    OdpowiedzUsuń
  10. Smutno tutaj tak bez Ciebie :( Fajnie, że Twoja mama tak zareagowała, ale nie boisz się, że przez to będzie Cię bardziej pilnować?
    + Zapraszam do Poznania :)
    powodzenia na próbnych maturach i w kolejnym tygodniu diety <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak, musisz jeść, bo nie masz energii. MUSISZ. Nie możesz się skupić, bo wykańczasz swój organizm. Twój mózg nie ma z czego pobierać energii do sprawnego myślenia, kiedy musi też odżywiać inne narządy w twoim ciele. Potrzebujesz energii, potrzebujesz jedzenia, potrzebujesz KALORII. Nie wolno się tego bać, bo to cię przerasta... Nie pozwól temu...
    Też mam w tym tygodniu próbne matury. Najlepiej już się nie forsować, nie kuć i nie siedzieć nad książkami godzinami, tylko trochę odpocząć, zrelaksować się i, nareszcie, wyspać się porządnie. I zjeść porządne śniadanie przed! Wtedy dopiero będziesz miała siłę na to, by sprawnie napisać matury.
    Trzymaj się, dziewczyno, trzymam kciuki za ciebie i za twoje zdrowie.

    OdpowiedzUsuń
  12. I tak podziwiam Twoje zorganizowanie i wytrwałe dążenie do celu! Świetnie sobie radzisz jak na taki nawał wszystkiego :) Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń